Budowlane wzloty i upadki...
Od ostatniego wpisu sporo się wydarzyło na naszej budowie. Może zacznę od "upadków":
- na ziemię runęła jedna ścianka szczytowa nad garażem - nie mając okna ani osłony w postaci więźby, nie miała szans z Ksawerym. Choć jak dzisiaj sobie o tym myślę, to może nawet dobrze, że nie zaczęliśmy układać więźby, gdy nadszedł huragan. Kto wie, ile by z niej zostało...
- z blaszaka zostały strzępy, a przechowywane w nim przedmioty trzeba było zbierać na sąsiednich polach Kolejne żniwo Ksawerego.
- ekipa zaglopowała się i wymurowała ścianki kolankowe (z wieńcami!) na garażu, których zgodnie z projektem miało nie być. Kierownik też nie zauważył tej niezgodności. Trzeba było wszystko skuwać, co oznaczało parę stówek w plecy, stracony czas i dużo niepotrzebnej pracy
Ze "wzlotów" - mimo tych kłód, które czasami lecą nam pod nogi, staramy się brnąć naprzód. I tak:
- mamy już całkiem pokaźną więźbę na dachu
- zmobilizowaliśmy ekipę, by przywieźli nam długo odwlekany krąg do studni (nic tak nie mobilizuje jak perspektywa "zaliczki", więc na budowie lepiej nie płacić z góry!)
- w podobny sposób doczekaliśmy się słupów pod daszkiem wejściowym, który także się już zarysowuje. Słupy są z ponad stuletniej, specjalnie wyselekcjonowanej cegły. Niestety, nie są jeszcze pofugowane (chcemy dać jasnoszarą fugę). Martwi mnie tylko to, że ekipa dała za dużo zaprawy i trzeba będzie mozolnie usuwać jej nadmiar przed fugowaniem. Na razie jednak wstrzymamy się z tym do czasu, aż będzie cieplej.
- z powodu lęku wysokości, po raz pierwszy - właśnie na tym zdjęciu - zobaczyłam naszą pustkę nad salonem od góry. Ucieszył mnie także widok przez wykuszowe trójkątne okno, które niebawem powstanie
Życzę wszystkim radosnych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie najbliższych, kochających osób. A na budowie... jak najwięcej wzlotów i jak najmniej upadków!