Po grudach...
Dawno nie pisałam, a wszystko dlatego, że mimo sprzyjającej pogody przez ostatnie dwa miesiące postępy na naszej budowie są niewielkie. Powód? Taki, jaki często bywa w podobnych przypadkach: ekipa, której bardziej opłaca się robić gdzie indziej. Nie będę tu pisać o przekrętach, oszustwach i kłamstwach, których doświadczyliśmy ze strony wykonawcy, odpowiedzialnego także za zapewnienie materiałów budowlanych. W każdym razie sprawa wisi na włosku i może się skończyć w sądzie, bo my zgodnie z umową zapłaciliśmy, a on nadal z umowy się nie wywiązał. Pierwszy termin wykonania SSO minął 31 grudnia, a drugi - po przedłużeniu - mija 28 lutego. Po grudach, telefonach, mailach, a nawet wezwaniach od prawnika, słowem, po prawie 5 miesiącach bujania się ze stanem surowym udało się przykryć wreszcie domek folią...
Przed domem dachówka czeka na ułożenie.
Daszek nad wejściem został nieco przerobiony i teraz ma już właściwy kształt.
Wykusz i daszek od strony ogrodowej nadal bez większych zmian. Na wylanie czeka też okno zakończone trójkątem, które znajdzie się w górnej części wykusza.
I garaż.
Cieszę się bardzo z każdego drobnego postępu. Ogromną radość sprawia nam to, że w końcu zarysowuje się kształt domku. Chciałabym móc już niedługo pochwalić się dachóweczką, ale nie mam pewności, czy nie będziemy musieli szukać innej ekipy. Jakość wykonywanych prac jest bez zarzutu, ale rzetelność, terminowość, odpowiedzialność - tu nasz wykonawca leży na całej linii. Eh, życie...