Jeż, bociek i korzeń
Formalności związane z zakupem działki wciąż trwają. Dobra wiadomość jest taka, że papierki wylądowały już w gminie i od jutra, gdy właściciel je podpisze, będziemy czekać dwa tygodnie na uprawomocnienie się podziału. Potem – jak geodeta deklaruje – w ciągu tygodnia zbierze dokumenty do notariusza i będziemy mogli zakupić nasz wymarzony kawałek ziemi. Wyliczyłam, że przy dobrych wiatrach kwestię zakupu dałoby się zakończyć w połowie czerwca, ale znając realia budowlano-papierkowe, będę szczęśliwa, jak w ogóle w czerwcu się uda…
Ostatnio pogoda dopisywała, więc wybrałam się na wycieczkę rowerową na działkę. Zamierzałam wypróbować nowy licznik do roweru – byłam ciekawa, jaka jest dokładna odległość od naszego mieszkania do przyszłej działeczki. Wyszło 15 kilometrów. Niedużo i niemało zarazem
Można powiedzieć, że zamieszkamy pod znakiem jeża, bo do działki biegnie droga przez las oznakowana taką oto tabliczką.
Mam nadzieję, że kiedyś mój naturalistyczny ogród zachęci jedno z tych pięknych i pożytecznych stworzeń do osiedlenia się w nim…
Po drodze podziwiałam też uroki wiosny:
żółte kaczeńce…
kwitnący głóg...
i bocianią mamę pilnującą młodych, które jeszcze nie opuszczają gniazda.
A gdy dotarłam na działkę, upewniłam się, że korzeń sosny, którą moi rodzice musieli niestety usunąć ze swojego ogrodu, nadal tam na mnie czekał Przytachaliśmy go z mężem kilka dni wcześniej naszym dużym autem. Ciężar ogromny, bo ma w sobie jeszcze dużo żywicy i pod kobiecą ręką ani drgnie. Zamierzam uczynić go ozdobą dzikiej, rabatowej kompozycji w przyszłości... Na razie schnie sobie na działeczce i czeka, aż przyjdzie jego czas
Choć pogoda ostatnio lubi płatać figle, nie zrażam się i pozdrawiam wiosennie!